Festiwal jazzowy tradycyjnie odbywa się w Białej Podlaskiej w październiku, ale tym wydarzeniem żyjemy przez cały rok. Wspominając miniony, nie możemy się doczekać kolejnego. O ostatnim festiwalu pisze Istvan Grabowski.
Muzyka synkopowana ma w mieście nad Krzną bardzo liczne grono zwolenników. Dowiodły tego dwa koncertowe dni (19 i 20 października). W auli AWF rozbrzmiewały rozmaite rytmy, a entuzjastycznie nastawiona publiczność nagradzała zaproszonych wykonawców lawiną braw.
Podlasie Jazz Festival wszedł w dorosłość. 18 lat temu zainicjował go wielki pasjonat muzyki i aktywny instrumentalista Jarosław Michaluk. Korzystając z osobistych kontaktów i znajomości zawartych podczas studiów w katowickiej Akademii Muzycznej, zapraszał na festiwalowe koncerty śmietankę polskiego jazzu. Powodzenie pierwszych imprez spowodowało, że do polskich artystów dołączały tuzy jazzu z Europy Zachodniej i USA. Przewinęło się ich przez minione lata kilkuset, pozostawiając w pamięci fanów mnóstwo pozytywnych wrażeń.
Tegoroczna edycja prestiżowego dla miasta i regionu festiwalu rozpoczęła się koncertem tria Marcina Olaka (ider-gitary, ukulele, Wojciech Pulcyn - kontrabas, Sebastian Frankiewicz - perkusja), gitarzysty skutecznie łączącego współczesna kameralistykę z jazzem. Lider znany jest z poszukiwań zaskakujących brzmień i klimatów. Także w AWF wystąpił w roli eksperymentatora. Z gitarą elektryczną w dłoniach zaproponował premierowy program „Imagine Nation”, złożony niemal z własnych kompozycji. Stanowiły one fuzję muzyki precyzyjnie zaplanowanej i realizowanej z otwartymi improwizacjami bez narzuconych reguł. Ponad godzinny show czarował delikatnym brzmieniem i skłaniał słuchaczy do gry wyobraźni. Z siedmiu prezentowanych utworów szczególnie ciekawym była anonimowa kompozycja z XV wieku „Greensleeves”, zagrana w formie jazzowej ballady. Marcin Olak okazał się mistrzem budowania zagadkowego nastroju, którym absolutnie oczarował słuchaczy.
Drugim wykonawcą sobotniego wieczoru był Quintet Piotra Wojtasika (lider-trąbka, Marcin Kaletka-saksofon, Michał Tokaj-piano,Sławek Kurkiewicz-kontrabas, Michał Miśkiewicz-perkusja), oficjalnie szanowanego profesora katowickiej Akademii Muzycznej, zaś prywatnie bardzo aktywnego koncertowo mistrza trąbki. Piotr Wojtasik zasłynął kiedyś z bebopowych skłonności. Dzisiaj z pasją oddaje się jazzowi modalnemu z elementami free i etno. Na bialskiej scenie zagrał pięć intrygujących barwowo kompozycji z najnowszej płyty „To Whom It May Concern”. Cechowały je odlotowe improwizacje lidera i saksofonisty Marcina Kaletki na tle trzymającej puls sekcji rytmicznej. Choć utwory Wojtasika nie należały do łatwych w odbiorze, urzekały intensywnością i pasją instrumentalistów. Przypominały dokonania mistrzów freejazzowych popisów.
Dopełnieniem wieczoru pełnego dźwiękowych eksperymentów był program Danuty Błażejczyk i Mariusza Szabana „Moniuszko odczarowany”. Fantastyczni wokaliści dowiedli, że kompozycje twórcy polskiej opery narodowej można śpiewać w formie budzącej podziw i zainteresowanie współczesnego słuchacza. Samby, bossa novy i jazzujące ballady podrywały słuchaczy z miejsc. Największy aplauz zgotowano „Prząśniczkom”. Nic więc dziwnego, że powtórzono je na finał występu w formie bisu. Efektowne przypomnienie „Śpiewnika domowego” potwierdziło tezę, że Moniuszko pisał swe pieśni o szerokim audytorium. We wzbogaconych rytmicznie wersjach brzmią one bardzo atrakcyjnie.
Niedzielną odsłonę festiwalu rozpoczął mistrz skrzypiec Dawid Lubowicz (znany jako filar Atom String Quartet-jednego z najlepszych kwartetów smyczkowych na świecie) zaprezentował z własnym zespołem (Krzysztof Herdzin-fortepian,Wojciech Pulcyn-kontrabas i łukasz Żyta-perkusja) premierowe kompozycje, umieszczone na płycie „Inside”, nominowanej do Fryderyka. Jego lekkość, fantazja i precyzja sprawdzały się w zróżnicowanych brzmieniowo utworach. Łączyły one amerykański swing z polską tradycją folkową. Artysta umiejętnie cieniował nastroje od subtelnej ballady „Dla M.D.” przez romantyczną „Pieśń Roksany” z opery Karola Szymanowskiego „Król Roger” porywający ekspresją „Tuberfolk”. Publiczność doceniła maestrię lidera i jego fenomenalnego zespołu, zgotowując entuzjastyczną owację.
Sensacją niedzielnej odsłony festiwalu było pojawienie się Sekstetu Jana Ptaszyna Wróblewskiego, tym razem bez lidera zmożonego chorobą. Zastąpił go 58-letni mistrz saksofonu z Wybrzeża Maciej Sikała. W kuluarach obecny był też syn mistrza Jana – Jacek Wróblewski, proponujący fanom obszerna książkę na temat muzycznych dokonań ojca. Liczący 83 lata, ale nadal aktywny Ptaszyn, ma szczególne powody do zachwytu nad dokonaniami kompozytora i pianisty Krzysztofa Komedy. Grał bowiem w pierwszym składzie jego zespołu. Po 50 latach zdecydował się zinterpretować w formie instrumentalnej suity słynne dzieło Komedy „Moja słodka, europejska ojczyzna”, zrealizowane z udziałem recytacji wierszy sławnych poetów. Komeda ujawnił muzyczna wizję zjednoczonej Europy, poświęcają sporo miejsca akcentom słowiańsko-lirycznym. Sekstet Ptaszyna Wróblewskiego zagrał kompozycje na nowo, czyniąc ukłon w stronę wybitnego kompozytora z okazji ogłoszonego przez UNESCO Roku Krzysztofa Komedy. Wymagająca skupienia muzyka mieniła się mnóstwem porywających akcentów serwowanych przez wyśmienitych dęciaków: Macieja Sikałę (sax tenor), Henryka Miśkiewicza (sax alt) i trębacza Roberta Majewskiego i znakomitą sekcję rytmiczną/Sławek Kurkiewicz-kontrabas, Marcin Jahr-perkusja/z niezastąpionym pianistą Wojciechem Niedzielą. Słuchało się ich z wypiekami na twarzach.
Z kolei wokalistka, a dokładniej również utalentowana skrzypaczka, kompozytorka i autorka tekstów Dorota Miśkiewicz zaproponowała interesujący program pulsujący m.in. latynoskimi rytmami, wykonywanymi przez godny podziwu jej kwartet (Michał Tokaj-piano, Michał Kapczuk-git.basowa,Sebastian Frankiewicz-perkusja) z gitarzystą Markiem Napiórkowskim w roli głównej. Jego zróżnicowane i emocjonujące solówki prowokowały publiczność do owacji. Dorota Miśkiewicz zaś potwierdziła opinie osoby otwartej na poszukiwania urzekających klimatów i precyzyjnej w działaniu, ze świetnym poczuciem rytmu. Jej gorące popisy scatem, dialogi z gitarą czy duety z fortepianem oraz z gitarą basową tego dowiodły. Jej „przeźroczysty” głos doskonale sprawdzał się w standardach muzyki popularnej (umieszczonych na płycie "Piano.pl”), jak i jazzujących balladach. Bialski koncert wypełniły kompozycje pochodzące z różnych okresów działalności wokalistki. Najgoręcej przyjęto brazylijskie samby i bossa novy, które od lat stanowią interesujące momenty jej występów.
Rozkołysany rytmem koncert stanowił podsumowanie dwudniowych zmagań z jazzową materią.
Osiemnasta edycja Podlasie Jazz Festival przejdzie do historii jako wydarzenie bardzo udane, podczas którego nastąpiła kumulacja gwiazd polskiego jazzu, z nieobecnym legendarnym saksofonistą-Janem Ptaszynem Wróblewskim, któremu środowisko jazzowe Białej Podlaskiej, jaki samo miasto wiele zawdzięcza.