W końcu nadeszła upragniona zima ze śniegiem i mrozem. Jednak nie dla każdego jest to wyczekiwany okres. Najbardziej narażone są osoby bezdomne, pozostające na ulicy lub zajmujące pustostany w najgorszych warunkach pogodowych. Nieoczekiwanej pomocy doświadczył także pan Marian, którego auto zatrzymało się nagle na środku skrzyżowania.
Aktualnie Straż Miejska w Białej Podlaskiej pracuje 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Patrol interwencyjny działał także w czasie świąt, a ostatnie mrozy zmusiły do wzmożonych kontroli pustostanów i terenów otwartych.
- Osoby bezdomne przewozimy do noclegowni oraz ogrzewalni, zdarzają się jednak takie przypadki, gdy odmawiają one kategorycznie jakiejkolwiek pomocy. Ostatnio patrol trzykrotnie w ciągu nocy doglądał osobę, która nie chciała zostać przewieziona, mimo namowy strażników – wyjaśnia zastępca komendanta Artur Kozioł dodając, że inaczej wygląda sytuacja z osobami nietrzeźwymi, które są transportowane na komendę policji. Niektóre z nich mogą wymagać także interwencji medycznej.
Tylko w ubiegłym tygodniu kilka osób zostało przewiezionych do noclegowni, czy przekazano pod opiekę rodzinie. Straż miejska apeluje do mieszkańców o sygnalizowanie przypadków osób potrzebujących pomocy czy znajdujących się w pustostanach. Straż miejska posiada wykaz 33 takich miejsc, które są sprawdzane systematycznie.
- W noclegowni dla bezdomnych, funkcjonującej na terenie Białej Podlaskiej jest 20 stałych miejsc z możliwością utworzenia 2-3 dodatkowych, gdyby zaszła taka potrzeba. Ostatnio w okresie nasilonych mrozów przebywało tutaj kilkanaście osób. Dotychczas nie zdarzyło się by w noclegowni zabrakło miejsc noclegowych – wyjaśnia Renata Jaroszuk, dyrektor bialskiego MOPS.
Pomoc strażników okazuje się ponadto bardzo przydatna w sytuacjach nieprzewidzianych. Duży mróz nie jest sprzymierzeńcem naszych aut, dlatego już wielokrotnie tej zimy patrol napotkał sytuację, w której udało się pomóc w uruchomieniu pojazdu. Jedna z nich wydarzyła się niedawno na skrzyżowaniu ulicy Warszawskiej i Artyleryjskiej.
- Razem z małżonką wieźliśmy wnuczka na przystanek autobusowy, kiedy nagle auto przy skręcaniu po prostu zgasło na środku skrzyżowania. Okazało się że w tym samym czasie w okolicy znaleźli się strażnicy, którzy zaoferowali swoją pomoc. Najpierw pomogli w zepchnięciu auta na pobocze, potem odwieźli pięcioletniego wnuczka na przystanek, gdyż nie mój spóźnić się na busa do Warszawy. Po powrocie pomogli w uruchomieniu pojazdu – wyjaśnia Marian Sadowski. Dodaje, że mimo obiegowej opinii, jest zachwycony postawą strażników. - Nigdy nie spodziewałbym się tyle dobroci z ich strony.
Marek Makaruk i Andrzej Czerwiński, którzy w tym czasie pełnili służbę, przyznają że podobnych sytuacji w ostatnim czasie było sporo, a pomoc strażników okazała się niezbędna. Na pewno jednak tą zapamiętają na bardzo długo. - To był splot wielu problemów, które trzeba było bardzo szybko rozwiązać. Na nas naprawdę można polegać - mówią zgodnie.